piątek, 10 października 2014

Dzień trzeci - nie lubię kolejek

Rano wstaliśmy trochę późno, Klaudia skoczyła do spożywczego po bagietki, podczas kiedy ja planowałem trasę na dziś. Tym razem śniadanie zjedliśmy w pokoju - jedzenie śniadania w knajpach nie ma żadnej wartości dodanej poza kawą, ale na tą i tak później poszliśmy. Do śniadania spożyliśmy także część zakupionego wczoraj wieczorem wina, aby dzisiejsze zwiedzanie szło nam płynnie :)
Aby zaoszczędzić na czasie pojechaliśmy nie autobusem ale metrem i RER - paryskie metro jest absolutnie nieprzyjazne osobom niepełnosprawnym - tysiące schodów, długie korytarze - kiedy ostatnio byliśmy z dzieckiem w wózku, dostać się na peron to była prawdziwa sztuka.
Pierwszy obiekt na dziś to muzeum Orsay - ilość dzieł, które można zobaczyć w tym miejscu jest szokująca - nawet w jakiejś małej salce ukrytej gdzieś na rogu drugiego piętra były takie obrazy, że gdyby przyjechały na wystawę do Polski, to by się o tym przez rok mówiło, a do muzeum ustawiałyby się kolejki. Sam obiekt jest piękny - przerobiony z dworca kolejowego robi wrażenie swoją potęgą, przerobiony w sposób nowoczesny, ale nie kolidujący z wcześniejszą architekturą.





W muzeum przede wszystkim sztuka drugiej połowy XIX wieku - dzięki Klaudii, która skończyła historię sztuki, mogłem przynajmniej zrozumieć co nieco o co chodzi w poszczególnych salach. Czasem trudno się zorientować w układzie muzeum, bo ten sam artysta może być umieszczony w różnych salach w zależności od okresu swojego malarstwa, a także od tego z czyjej kolekcji lub czyjego daru dany obraz pochodzi.
Z muzeum za pomocą autobusu przez bulwar Saint Germain udaliśmy się w okolice kościoła Saint Germain - chcieliśmy wypić kawę w historycznej Cafe de Flore, ale po dłuższej chwili oczekiwania na kelnera na szczęście zrezygnowaliśmy, bo zwykłe espresso kosztowało tam 4,70 EUR. Ciekawe, czy ktoś sporządził już plan Paryża pokazujący na podstawie ceny espresso kosztowność danej dzielnicy? Najtańsze espresso w Paryżu widzieliśmy za 1 EUR, najdroższe można kupić niewątpliwie w okolicach bulwaru Saint Germain.



Kolejne kawiarnie miały nie lepsze ceny, zmieniliśmy więc plan i pojechaliśmy metrem do pierwszego ze sklepów z pierdółkami (zwanymi także rękodziełem), w których wizyty Klaudia zaplanowała - Serendipiity na rue Cherche-Midi (http://www.serendipity.fr). Pomimo że ulica ta znajduje się gdzieś w połowie drogi pomiędzy Saint Germain a Montparnasse, jest zupełnie różna od tych dzielnic - zupełnie autochtońska, z normalnymi sklepami spożywczymi i knajpami dla lokalesów. Z takiego też lokalu, o nazwie les Garcons, skorzystaliśmy i naprawdę było warto - zarówno pod względem smaku jak i ceny. W środku pełno było tubylców spożywających lunch, a obsługujące panie były bardzo miłe. Zjedliśmy doskonałą zupę - krem marchewkowy i sałatkę Cezar i wypiliśmy kolejną butelkę wina.





Stamtąd autobusem udaliśmy się na Ile-de-la-Cite zobaczyć słynne zabytki - Sainte Chapelle i katedrę Notre Dame. Zobaczyliśmy je tylko z zewnątrz, albowiem przerażające kolejki do nich skutecznie nas odstraszyły - jest to chyba obowiązkowy punkt wszystkich wycieczek, a niestety Paris Museum Pass nie uprawniał do ominięcia kolejki. Niestety nie jestem w stanie dać dobrej rady kiedy trzeba przyjechać, aby kolejki nie było - może na początku zimy? Na szczęście katedrę już kiedyś wcześniej widzieliśmy w środku, szkoda mi było tylko wejścia na wieżę, skąd ponoć rozciąga się piękna panorama.
Plac Dauphine



Fragment kolejki do wejścia do katedry - na wieżę kolejka była taka sama





Most de l'Archeveche z tysiącami kłódek zakładanych przez tych naiwnych, co wierzą że jest to sposób na wieczną miłość.

Jako że zaoszczędziliśmy trochę czasu odwiedziliśmy obiekty, które nie były na ten dzień planowane. Najpierw XIII-wieczny kościół Sain Julien le Pauvre wyróżniający się tym, że obecnie użytkowany jest przez parafię greko-katolicką, posiada więc we wnętrzu ikonostas.

Następnie przechodząc przez urokliwe uliczki lewego brzegu doszliśmy do kościoła Saint Severin z XV wieku zbudowanego w stylu gotyku płomienistego.





Aby wykorzystać możliwości naszej karty muzealnej odwiedziliśmy muzeum sztuki średniowiecznej w pałacu opata Cluny. Budynek zawiera w swych murach fragmenty rzymskich term. Jako że muzeum posiada w swoich zbiorach zarówno głowy królów zdjęte z katedry Notre Dame jak i fragmenty witraży oraz figury apostołów z Sainte Chapelle, zobaczyliśmy część tego, czego nie udało nam się zobaczyć przez nienormalnie długie kolejki.

Z Cluny obok Sorbony udaliśmy się do Panteonu.

Panteon to miejsce pochówku zasłużonych Francuzów (w tym Marii Curie-Skłodowskiej). Co ciekawe po raz drugi napotkaliśmy tam grób Emila Zoli - po raz pierwszy widzieliśmy taki na cmentarzu Montmartre.





Obok Panteonu znajduje się bardzo ciekawy kościół - Saint Etienne du Mont, w którym została pochowana św.Genowefa, patronka Paryża. Kościół przebudowany w XVI wieku w stylu gotyku płomienistego zaskakuje nietypową przegrodą z prowadzącymi do niej ciągami kręconych schodów.





Z kościoła uliczkami dzielnicy łacińskiej doszliśmy na plac Contrescarpe i na jedną z najprzyjemniejszych paryskich ulic, którą trzeba koniecznie odwiedzić - rue Mouffetard.


Ulica prowadzi w dół wzgórza i zawiera szereg straganów targowych i lokali konsumpcyjnych.
Stamtąd doszliśmy do meczetu paryskiego, gdzie znajduje się ponoć bardzo przyjemny hammam i herbaciarnia, ale niestety nie mieliśmy czasu skorzystać z tych atrakcji.



Przespacerowaliśmy się po Ogrodzie Botanicznym, gdzie spożyliśmy na podwieczorek nasze drugie śniadanie :) Ogród nie jest specjalnie ciekawy, czasami nawet wydaje się zaniedbany. Jest w Paryżu dużo ładniejszych parków i ogrodów.



Z ogrodu, pokonując za pomocą autobusu w drugą stronę trasę, jaką wcześniej przeszliśmy piechotą, wróciliśmy w okolice kościoła Saint Sulpice. Kościół ten zbudowany w XVII wieku w stylu klasycystycznym imponuje swoją wielkością i proporcjami wnętrza. Posiada też przepiękne organy. Pamiętam że rozgrywała się tam jakaś scena z Kodu Leonarda da Vinci Dana Browna (nie podobała mi się ani książka, ani film, ale przeczytałem żeby spróbować zrozumieć fenomen tego bestselleru).







Ponieważ do kolacji (czyli momentu ponownego otwarcia wszelkich lokali w okolicach godziny 19:30) pozostało trochę czasu, poszliśmy odpocząć do ogrodu luksemburskiego.






Wszystkim, którzy lubią robić sobie "selfies" polecam hit, który króluje w Paryżu - wysięgnik do smartfonów :)

Na kolację wróciliśmy spacerem koło fontanny Medyceuszy, Odeonu i przez bulwar Saint Michel do dzielnicy łacińskiej na rue Mouffetard.




Tam wybraliśmy jedną z knajpek - jedzenie było takie sobie, ale za to tanie jak na Paryż - 3-daniowy zestaw za 12 EUR. Ja wziąłem ślimaki, boeuf bourguignon i creme brulee, a Klaudia zupę cebulową, jagnięcinę i puchar owoców i oczywiście wzięliśmy butelkę wina. Lokalu nie polecam - nazywał się Vieux Bistro.






Ponieważ wczorajsze wieczorne zakupy były szpetnie drogie, poszukałem podczas kolacji na internecie, gdzie znajduje się najbliższy Carrefour Express - tam wszystko było znacznie tańsze niż w nocnym sklepie w naszej okolicy. Obładowani zakupami za pomocą metra z przesiadką po drodze powróciliśmy do domu. Jutro koniec z muzeami, za to mamy w planie do zobaczenia kilkanaście sklepików z listy Klaudii, a ja chcę koniecznie zobaczyć oba duże cmentarze - Pere Lachaise i Montparnasse.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz