sobota, 11 października 2014

Dzień czwarty - Paryż dla Paryżan

Dziś koniec z muzeami, kościołami - czas zobaczyć prawdziwy Paryż, w którym żyją ludzie a nie turyści. 
Przed chwilą Polska odniosła historyczne zwycięstwo nad Niemcami w piłkę nożną, a nam nie było dane tego zobaczyć :(
Rano, po śniadaniu i połowie butelki wina, które zjedliśmy i wypiliśmy w pokoju hotelowym udajemy się spacerem na dworzec Saint Lazare, skąd odjeżdża autobus w stronę Temple.

Tam zachodzimy do pierwszego obiektu z listy Klaudii - targowiska Enfants Rouges - miejsce jest bardzo prawdziwe, co odczuwa się szczególnie po zapachu, gdzie agresywnie dominują ryby i owoce morza.



Z targowiska idziemy zaraz obok na kawę do lokalu le Progres, którego nie polecam, bo kelner mylił się wszystkim w zamówieniach, a kawa nie powalała smakiem.

Z kawiarni jedziemy autobusem w okolice placu Vosgezów, gdzie powinen znajdować się jeden z poszukiwanych przez Klaudię sklepików, ale go tam niestety nie ma, zwiedzamy więc plac, na którym byliśmy także w 2005 roku.



Z placu autobusem jedziemy za operę Bastille do bardzo fajnej okolicy, którą polecam miłośnikom butików z wszelkimi pierdółkami, ale także miłośnikom szwędania się po uliczkach, które sprawiają pozytywne wrażenie. Jest to okolica ulic: de la Roquette, Keller, de Charonne, des Taillandiers, de Lappe. Na sąsiadującej ulicy Faubourg Saint-Antoine Klaudia znajduje sklep Muji, którego lokalizację zapomniałem sprawdzić wcześniej w internecie.







Kolejna krótka podróż autobusem - tym razem sklep okazuje się niestety zamknięty.

Za to idąc spacerem w stronę targowiska d'Aligre odkrywamy nowy sposób parkowania rowerów.

Oraz bardzo ciekawy lokal o nazwie Spłuczka na klimatycznej uliczce de la Forge Royale.


W końcu docieramy do targowiska d'Aligre, którego stragany opanowały także okoliczne ulice.



Lokal, w którym pierwotnie zamierzaliśmy zjeść okazuje się zamknięty, ale może to i dobrze, bo zachodzimy zaraz obok do baru les Temps Modernes, gdzie zamawiam kaczkę w sosie karmelowy podaną z zapiekanką ziemniaczaną w beszamelu, która to potrawa kandyduje do pierwszego miejsca pośród potrawa spożytych na całym wyjeździe. Klaudia zamawia cheesburgera, którego mięso jest dobre, bułka jednak zupełnie zwyczajna i chłodna. Oczywiście nieodłączna karafka wina - tym razem czerwonego.







Stamtąd przechodząc pod arkadami La Coulee Verte, czyli dawnej linii kolejowej obsadzonej zielenią i przerobionej na promenadę, a której arkady wykorzystane są na przeróżne artystyczne butiki dochodzimy do przystanku autobusowego, skąd jedziemy na cmentarz Pere Lachaise.





Cmentarz to mój główny obiekt w planie zwiedzania tego dnia - jest trochę większy od tego na Montmartrze ale również położony na stoku wzgórza.








Jak wszyscy prawdziwi Polacy rozpoczynamy od odwiedzenia grobu Chopina. Spotykamy tam parę Japończyków, która odtwarza sobie jego muzykę z komórki - bardzo miłe :)


Kolejny odwiedzony grób - Morrisona - otoczony jest trochę większą grupką fanów w odpowiednim wieku. Dla ochrony grób otoczono barierkami blokującymi bezpośredni dostęp do niego.

Klaudia odnajduje grób jednego ze swoich ulubionych artystów - Daumiera.

W górnej części cmentarza - płaskiej i przypominającej nasze cmentarze - odnajdujemy groby Edith Piaf i Amadeo Modiglianiego, a na koniec odnowiony i obudowany przezroczystymi osłonami grobowiec Oscara Wilde'a.





To ja, Hej


Po wyjściu z cmentarza jedziemy parę stacji metrem na północ do Belville - dzielnicy zamieszkanej przez współczesnych artystów, która sama w sobie jest galerią na świeżym powietrzu, ale także posiada galerie i atelier, gdzie można nabyć dzieła bezpośrednio od autorów.
Na początek po wyjściu ze stacji metra napotykamy protestujących przeciwko TAFTA, którzy długim pochodem blokują ulice miasta.

Sztuka na murach Belville wciąż żyje - graficiarze kolejnymi warstwami zamalują obrazy poprzedników.



















Z Belville spacerem przechodzimy do parku Buttes Chaumont, po drodze kupując bułki maślane z cukrem (brioszki), które zjadamy na pikniku na parkowej trawie.

Park jest według mnie najciekawszym z paryskich parków, albowiem został zbudowany na kopalni wapienia, dzięki temu jest bardzo plastyczny - są wodospady, skały, skalista wyspa połączona wiszącym mostem, a poniżej jezioro.



Ostrzeżenie - nie parkuj samochodu gdzie mogą go dopaść artyści.

Z parku autobusem jedziemy nad kanał Saint Martin, gdzie odnajdujemy kolejne dwa sklepy z listy Klaudii.









Na liście znalazło się także zadziwiające miejsce: Le Comptoir General http://www.lecomptoirgeneral.com - będące połączeniem knajpy, klubu restauracji i muzeum-śmietnika. Coś podobnego, ale w znacznie mniejszej skali widziałem w Katowicach-Nikiszowcu. Na miejscu spożywamy drinki - Scousse i T-Punch (coś jak caipirinha, ale z samym rumem bez żadnych rozcieńczalników).












 Znad kanału idziemy spacerem na plac Republique, gdzie najwyraźniej zakończyli swój pochód protestujący przeciwko TAFTA, skąd metrem jedziemy do dzielnicy Montparnasse.



Niestety Montparnasse bardzo rozczarowuje - nie wiem czemu artyści na początku XX wieku przenieśli się tam z Montmartru. Wieżowiec jest z bliska paskudny, w okolicy śmierdzi moczem, a na bulwarze Montparnasse nie ma nic ciekawego.



Na ulicy przecinającej cmentarz Montparnasse na dwie części rozbili swoje namioty bezdomni, niektórzy mieszkają w zaparkowanych samochodach.

Wracając metrem niestety natrafiliśmy na tłum kibiców zmierzających w kierunku Stade de France na mecz Francja-Portugalia, ciężko było się wydostać na naszej stacji. Potem zakupy, kolacja w pokoju i pora spać, bo jutro nie ma aż tak wiele czasu do samolotu, a chciałbym jeszcze zobaczyć po drodze La Defense.











Brak komentarzy:

Prześlij komentarz